Fascynacja kulturą i mitologiami Wschodu, światami kipiącymi halucynogenną roślinnością, wizjami duchowego pogranicza i cielesnych ekstaz, z rożnym natężeniem powraca wciąż na nowo w tworczości poetyckiej i dokonaniach artystycznych Kamila Sipowicza. Rzeczywistość społeczno-polityczna opatrzyła je swoistym, aktualnym komentarzem. Na pozycję artysty jako orędownika i herolda ruchu wolnych konopi mocno wpływają kontrowersje kulturowe, blogerskie przepychanki i mimowolny sponsoring lokalnych prokuratur. TRANSMANDALE są próbą rekonstrukcji tybetańskiego aktu medytacyjnego, który, inaczej niż w swym pierwowzorze, zamiast stanu relaksacji i wytchnienia, wnosi aurę lęku i niepokoju. Czytaj dalej...
W miejscu, gdzie mieli zjawiać się bogowie i przyrodzony ład natury, pojawiają się bożyszcza i boginki masowej pop-kultury. Akt kontemplacyjny abdykuje na rzecz idolatrii. Współczesna mandala ocieka krwią i spermą, internetowym zgiełkiem i bełkotem celebrytów. W tym kontekście orientalna technika duchowego przemienienia jest już tylko kpiną i ironią. Tybetańskie koło, wyzwalający okręg, staje się więzieniem, zamknięciem w sieci „wolnego" oprogramowania. Kamil Sipowicz jest szczególnego rodzaju psychonautą. Dotykając odległych terytoriów, w pewnym sensie nawet ich doświadczając, wraca na podmokły, grząski grunt cywilizacji, z którego wyrastają beznadziejne pragnienia i niezdrowe fascynacje.
Na początku nowego milenium znalazłem się u podnóży Himalajów w tybetańskim klasztorze tradycji Bön. Bön łączy w swych naukach wyrafinowane techniki służące oświeceniu oraz środkowoazjatycki pierwotny szamanizm. Na zakończenie pobytu mnisi podarowali reprodukcje dwudziestu mandali zdobiących powałę ich klasztoru. MANDALA to najkrócej mówiąc mistyczny rysunek z kwadratów i kół, symboli i sił kosmicznych, który jest używany jako środek pomocniczy w medytacji. W Polsce użyłem podstawowych form tych mandali, lecz dodałem własne elementy, Kolory w większości nich namalowała Kora. Czytaj dalej...
11 września, tak jak miliony ludzi na całym świecie oglądaliśmy wstrząsające wydarzenia na Manhattanie i w Waszyngtonie. Bezpośrednim rezultatem tych przeżyć stały się cztery obrazy: CZTERECH JEŹDŹCÓW APOKALIPSY. Umieszczając obok siebie Jeźdźców Apokalipsy i Mandale, chciałem zamanifestować zagrożenie i jego antidotum. Paradoksalnie oba te zjawiska pochodzą ze Wschodu. Oba mają źródło w religii. Jeżeli groźni Jeźdźcy nadal będą cwałować na swych potwornych rumakach, to medytacja mistycznych mandali może przyczyniać się do uspokojenia ducha i uzyskania równowagi psychicznej...
Z podziwu dla sztuki pierwotnej wyrosły toporne, drewniane posągi. Może w przyszłości powstaną także w innych materiałach i większej skali. Wtedy chciałby je ustawić na rogatkach miast jako znaki witające/żegnające podróżnych. Czytaj dalej...
Ustawienie w przestrzeni publicznej, gdzie totemami są samochody, telefony komórkowe, wieżowce ma być rodzajem konfrontacji dwóch cywilizacji. Totemów dawnych kultur z totemami dzisiejszymi. Poprzez powrót do przeszłości następuje zwrócenie uwagi na fetysze współczesnego świata.
Dzieciom, ale pewno i niektórym dorosłym te rzeźby skojarzą się ze statkami kosmicznymi, przybyszami z innych planet. Może po prostu łączą archaiczność z nowoczesnością...”